poniedziałek, 16 stycznia 2017

Sprzątanie kontra dziecko i koty

Większość z was ma dzieci, albo koty. Albo i dzieci i koty. U mnie wygląda to następująco. Dziecko - sztuk jedno, koty - sztuk dwie. Że chciałam dziecko, to zrozumiałe, ale na cholerę mi były koty.
Jeden jeszcze, ale nie, ja muszę mieć dwa.
Każdy z nas też czasem sprząta. W większym, lub mniejszym naciskiem na "sprząta w ogóle". Ale nie wszyscy zdają sobie sprawę, że czasem jest to walka o przetrwanie. Siłowanie, wyszarpywanie, krzyk, bójka, łomot i gonitwa po całym domu. A teraz to rozwiniemy.
Zacznę od córki lat 7, a w między czasie będę też uwzględniać koty.
Na początku rzecz jasna, zaczynamy delikatnie i spokojnie.
- Jest sobota, posprzątaj swój pokój. - Proszę swoje dziecko, które totalnie mnie ignoruje zajęte durną grą na Xboxie. Prezent od wujka, który przy najbliższej okazji poczuje jego ciężar na swojej głowie. Nie no żartuję...
Chyba.
- Halo! Mówi się! - Stoję wymachując między innymi jej brudnymi gaciami, zbieranymi do prania.
- Już! Zaraz kończę!
- Masz 5 minut.
....
Po 15 minutach walki z kotami, które zawzięcie chciały lecieć w kosmos, włażąc na zmianę do bębna pralki, zajrzałam do córki.
- Ej! Miałaś sprzątać! - "Woda w garze zaczyna delikatnie bulgotać".
- No już kończę. Zaraz.
- Nie zaraz, tylko już.
- Ojejku! Na nic mi nie pozwalacie!  - Standardowy odwet, dobry na każdą okazję. "Na nic mi nie pozwalacie" Cholera jasna, a co ty teraz robisz, skoro na nic ci nie pozwalamy?
- Nie "ojejuj" mi tu teraz, tylko bierz się do roboty.
- Ale mi się nie chce. - Kolejna tradycja, oczy jak spodki i hałas rozrzucanych rzeczy po pokoju. Nie ma to jak sprawiać sobie dodatkowe zajęcie.
- Misie są w lesie. - Burknęłam pod nosem wyciągając z bębna mniejszego kota i pakując kolejną partię rzeczy do pralki.
- Ale jak posprzątam, to będę mogła nadal grać? - Podchodzi do mnie z brudnymi ciuchami wywleczonymi przed chwilką z pod łóżka.
- Zastanowię się.
- To czyli tak?
- Powiedziałam, że się zastanowię.
Dziecko poszło do pokoju sprzątać. Nareszcie. Ogarnie pokój i obędzie się bez większych szkód - pomyślałam.
Po chwili słychać jak startuje płyta Kamila Bednarka, jej ulubieńca. Dostała ją na urodziny i teraz puszcza ją dzień w dzień, a dodatkowo jeszcze do spania. Jak lubiłam chłopaka, tak teraz go nie znoszę i najlepsze, że to nie jest jego wina.
Zaczęłam ogarniać swój pokój z nadzieją, że i ona zabrała się za swój. Lecz po chwili zamiast odgłosów zbieranych rzeczy, słyszę oczywiście chichot. Wchodzę do pokoju, a ona siedzi sobie w najlepsze na łóżku i "męczy" kota. Tego większego.
- Co miałaś robić? - Staję w progu z założonymi rękami. - Zostaw kota i sprzątaj. Im szybciej to zrobisz, tym więcej czasu będziesz miała dla siebie.
- I będę mogła grać? - Zawzięta bestia.
- Jak odrobisz jeszcze lekcje na poniedziałek to tak.
- Nie! Tylko nie lekcje! - Słyszę jakiś trzask. Coś poleciało, normalka.
- Jeszcze chwila i inaczej to załatwię. - Grożę palcem.
- Jak? - Zainteresowała się. - Co może być gorszego od lekcji i sprzątania?
- Jeżeli nie zrobisz tego o co cię proszę to się przekonasz.
Z wyrazem zadowolenia, po wcześniejszym obmyśleniu chytrego planu, zabrałam się do własnych obowiązków. Nie chce sprzątać, to nie! Ja nie będę nikogo do niczego zmuszać, jej sprawa. Skoro nie chce po dobroci.
Zajęłam się swoimi obowiązkami. Poodkurzałam pokój, wyciągnęłam większego kota z pod łóżka, zrobiłam dwa prania, powiesiłam, ściągnęłam małego kota z firanki, która później musiałam na nowo powiesić, pomyłam podłogi, posprzątałam rozlaną wodę z miski i porozrzucaną w niewiadomych okolicznościach - zaraz po umyciu podłóg - suchą karmę, posprzątałam łazienkę, zdjęłam kota z okna w łazience i pozbierałam wszystkie kosmetyki, które zrzucił, wymieniłam żwirek w kuwecie, który po chwili był cały w gównach - magia czy co? A ona? Nadal nic. Siedzi i coś rysuje. Po chwili jakby nic się nie stało, komunikuje, że idzie na dół do babci. - A sprzątanie i lekcje? - Pytam.
- A mogę później?
- Dobrze, niech ci będzie! - Teraz cie załatwię. - Idź na dół jak chcesz. - Odwracam się na pięcie.
Dziecko szczęśliwe, z myślą o wygranej bitwie, podąża sobie śmiało na parter. A ja? Idę do jej pokoju, odłączam wszystkie kable, zbieram pady i konfiskuję Xboxa. Bardzo mi przykro, wręcz ubolewam. Z chochlikami w oczach podłączam sprzęt do swojego telewizora, włączając moją ulubioną grę. Rozsiadam się wygodnie na łóżku i czekam.
Kiedyś wróci.
I się zdziwi.
Po kilkunastu minutach, moje dziecko wraca na piętro. Już na korytarzu daje się słyszeć wesołe podśpiewywanie. Ciesz się ciesz, myślę sobie zacierając rączki.
Idzie do siebie i ... cisza. Wbiega do mojego pokoju i zamiera, a ja zasuwam w Need for Speeda jakby nigdy nic. Po chwili pauzuję i spoglądam na nią. Szczęka jej opadła, a w oczach już błyszczą łzy. - Co się stało? - Pytam.
- Zabrałaś mi Xboxa?
- Tak. - Odpowiadam bardzo spokojnie, wzruszając ramionami.
- Czemu? - Już zaczyna płakać.
- Posprzątałaś pokój tak jak cie prosiłam?
- Zaraz posprzątam!
- A odrobiłaś lekcję?
- Zaraz odrobię! - Ona krzyczy, a ja jestem oazą spokoju. Nie z takimi sobie radziłam.
- To bierz się do roboty. - Wracam wzrokiem na tv i kontynuuję wyścig.
- A oddasz mi wtedy? - Zaczyna się uspokajać. Widzi, że to mnie nie rusza.
- Zastanowię się.
- Znowu to samo! Zastanowię się! Zrobię wszystko co mi każesz, a ty i tak mi nie oddasz.
- Całkiem możliwe.
- No eeej! Zaraz zrobię to co mi każesz!
- Zabrałam ci, bo jesteś niegrzeczna, nie słuchasz i nie wykonujesz swoich obowiązków, do których ja nawet nie powinnam cię namawiać. Rozumiesz?
- Rozumiem.
- Wiec nie oddam ci Xboxa, dopóki nie zaczniesz robić tego jak należy. I tylko od ciebie zależy jak długo to potrwa.
W tym momencie usłyszałam tylko trzask zamykanych drzwi. Była i już jej nie ma. Czary jakieś.
Po jakimś czasie posprzątała pokój i odrobiła lekcje. Nadal miała nadzieję, że odzyska grę, a jak wiadomo nadzieja jest.... No właśnie. Tak czy inaczej wraz z mężem jeszcze przyjemniej spędzamy wspólne wieczory.
Ścigając się w rajdach samochodowych.

Każdy ma lepsze i gorsze dni. Nawet dzieci. Czasem jest naprawdę trudno niektóre rzeczy ogarnąć, ale zawsze znajdzie się jakieś rozwiązanie.


15 komentarzy:

  1. Nosz... ty to masz fajnie! Za czasow dziecinstwa mojego dziecka musialabym jej zabrac ksiazki i klocki! I co???? Mialam sie nimi bawic? Albo bajki czytac???

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To najfajniejsze co miała. No chyba, że buchnę jej jeszcze telewizor ;-)

      Usuń
  2. Te gry to zuo... ale rozsądnie dawkowane dziecku są ok. No ale mnie i to co mówię nie powinno brać się na poważnie, nie mam ani dzieci ani kotów. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja wiem, że to zło, dlatego przejęłam sprzęt :D

      Usuń
  3. mam dorosłe dzieci i psa, liczy się? :)
    miałam ze swoimi to samo, a właściwie nadal mam, tylko przestałam się wtrącać do ich pokoi.... zresztą, podobno chaos jest oznaką geniuszu... czy jakoś tak ... :))))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja jestem jeszcze na tym etapie, że próbuję namówić, bo taki nieład jest fajny do momentu, aż z pod łóżka nie zacznie wychodzić jedzenie z przed tygodnia. :D

      Usuń
    2. oj tam, póki nowa cywilizacja nie wymyśli prądu, nie musisz się przejmować ... :)))))

      Usuń
  4. a ja od swoich teatralnych dzieci wiem, że wszystkie absolutnie, z kilkoma wyjątkami, mają kłopoty z rodzicielkami w kontekście sprzątania pokoju, domu, świata ....oraz odrabiania lekcji także standard i nuuudaaaaaa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze wiedzieć, że w niektórych przypadkach nie jestem sama :-)

      Usuń
    2. i jak sobie radzisz pięknie )))

      Usuń
  5. Po pierwsze nareszcie cię odnalazłam. Paskudo jedna! Ukrywasz się?Zapomniałam zapamiętać, że należy zapisać link i ... no właśnie.
    Kot jeden, pies jeden, dzieci dwoje płci obojga. I wieczna wojna o xboksa:D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, że się ukrywam hihihi, nikt nie mówił, że będzie łatwo :D
      Co do xboxa - szczere wyrazy współczucia. ;-) Jeden sprzęt na tyle ludzi!

      Usuń
  6. Nasze dziecię, będące już w zasadzie matematykiem, wywiodło (słuszną skądinąd) teorię, ze kłaki kurzu po osiągnięciu pewnej wielkości są constans, z czego wywnioskowało, że nie ma sensu odkurzać. Teoria byłaby się szeroko wśród rodzeństwa rozeszła, ale niestety dziewczyna owego zdolnego matematyka jest ze Śląska i szybko mu ją z głowy wybiła. Rodzeństwo było niepocieszone! :)
    Hmmm... widzę tu po prawej link do Dreptaka - chyba jedyny taki w sieci? To bardzo miłe, faktycznie link prowadzi do miejsca gdzie Dreptak jest jednym z wielu autorów, jednak w żaden sposób nie zawłaszcza go dla siebie! ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Każdy sposób,ob dobry, by nie odkurzać, ale na to bym nie wpadła. Co matematyk to matematyk, wszystko sobie przekalkulował.
    A adres jaki znalazłam taki dodałam, nawet jeżeli tylko cząstka ciebie się tam znajduje :P

    OdpowiedzUsuń